© Dominika Dzikowska www.dzikowska.pl
Pod koniec marca ukaże się internetowy magazyn dla rodziców ceniących ekologiczny styl życia “Organic”. Znajdzie się w nim obszerny materiał na temat projektu. Za zgodą redakcji, publikuję fragmenty.
Temat porodu w naszej kulturze często istnieje tylko za drzwiami sali porodowej. Ale to tam ma miejsce życiowy spektakl, w którym kobieta rodzi się na nowo.
Magdalena E. Sala: Gdyby mogła Pani sfotografować swój poród - co znalazłoby się na zdjęciach?
Dominika Dzikowska, autorka projektu poświęconego porodowi: Chciałabym sfotografować przemianę, która we mnie zaszła. Wcześniej bardzo dużą wagę przywiązywałam do cudzych opinii. W wielu sytuacjach czułam się niepewnie i zastanawiałam się, co inni o mnie pomyślą. Poród był dla mnie przełomową chwilą. Czułam się zupełnie wolna i nieskrępowana. Chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę zupełnie mnie nie obchodziło, jak ludzie zareagują na moje dość głośne zachowanie. Nie zastanawiałam się, czy dobrze mi idzie – wiedziałam to! Bolało, nie powiem, ale jednocześnie czułam, że dam sobie radę, bo jestem silna jak nigdy dotąd. Taką chciałabym siebie sfotografować i tego też szukam u innych kobiet.
Dlaczego chce Pani dokumentować coś, o czym wiele kobiet nawet nie chce pamiętać?
Impulsem dla projektu były moje osobiste doświadczenia. Może to zaskakujące, ale poród był dla mnie jednym z najważniejszych i najpiękniejszych przeżyć i nigdy nie chciałabym o tym zapomnieć. Wiem, że wiele kobiet czuje podobnie. Z drugiej strony dla wielu kobiet poród bywa traumą. Warto zastanowić się, dlaczego. Wydaje mi się, że wchodzi tu w grę kilka powodów. Jednym z nich są warunki panujące w niektórych szpitalach: brak intymności, nieuprzejmy czy wręcz nieprofesjonalny personel, traktowanie pacjentki w sposób przedmiotowy. Spora część kobiet wspominałaby poród lepiej, gdyby zapewniono im odpowiednią opiekę i wsparcie. Druga kwestia to wyobrażenie porodu w naszej kulturze. Nie jesteśmy nauczone, by traktować poród jako ważne i cenne doświadczenie: kojarzy on się raczej z bezsensownym bólem, upokorzeniem, utratą kontroli nad sobą. Nic dziwnego, że boimy się tego, co ma nastąpić, nastawiamy się na najgorsze. Trudno wtedy w porodzie dostrzec jakąkolwiek wartość, poza wydaniem na świat dziecka. Zależy mi, żeby to nastawienie kobiet zmienić. Na poród można spojrzeć jak na bieg maratoński: w trakcie jest ciężko, boli, ale jest to trud mający swój sens i dający olbrzymi powód do dumy.
Jednym z części Pani projektu będą zdjęcia porodowych koszul. Te już sfotografowane mają na sobie plamy krwi oraz inne ślady, które bez kontekstu sugerują, że ich właścicielki mogły otrzeć się o śmierć. Czyżby chciała Pani pokazać poród jako sytuację graniczną?
Poród jest, moim zdaniem, sytuacją graniczną. Jedną z nielicznych, jakich można doświadczyć.
Byłam obecna z aparatem przy dwóch porodach i w obu przypadkach czułam strach i respekt wobec tajemnicy, o którą się człowiek ociera. Krew na koszulach wielu osobom kojarzy się źle, przeraża – dla mnie jest jednak symbolem życia.
Fotografuje Pani poporodowe koszule, sam poród, jak i dokumentuje wspomnienia z tego dnia. Czy jest coś, co Panią zaskakuje, jeśli chodzi zbieranie materiałów do projektu?
Zaskakuje mnie podobieństwo kobiecych przeżyć. Na zdjęciach widzę ten sam wyraz twarzy u różnych kobiet. Często słucham wspomnień kobiet i myślę: "Jej! u mnie było dokładnie tak samo!". Te wspomnienia dotyczą kwestii, o których rzadko mówi się publiczne: tego jak bardzo zaczynamy doceniać własne ciało, które samo wie, co robić; że na pewnych etapach porodu świat zewnętrzny przestaje istnieć i człowiek skupia się tylko na własnym ciele, kieruje całą uwagę do wewnątrz. To są bardzo intymne i trudne do ujęcia w słowach odczucia, ale okazuje się, że są one podobne dla wielu kobiet. Było to dla mnie bardzo pozytywne odkrycie. Od tego czasu myślę, że to naprawdę fajnie być kobietą.
kiedy dowiedziałam się o projekcie niemalże zaczęłam żałować, że termin mojego porodu jest dopiero na listopad...szkoda, bo byłabym chętną mamą do sfotografowania w tak magicznych chwilach! :-)
OdpowiedzUsuńTymczasem Pozdrawiam!
Karolina